Przesiedleñcy - ¦wiebodzin 1945 r.
Okolice Najbli¿sze
Numery 05-09 (111-114) maj-wrzesieñ 2006 r.
Mieszkam w mie¶cie w którym ponad po³owa mieszkañców ma swoje korzenie na tzw. Kresach Wschodnich. Ludzie z mojego pokolenia, nie mówi±c ju¿ o m³odszych ode mnie, niewiele wiedz± na temat historii osadnictwa ich dziadków, krewnych czy s±siadów. Nie mamy jako mieszkañcy Ziemi Lubuskiej takiego poczucia to¿samo¶ci swego pochodzenia jak np. Wielkopolanie czy ¦l±zacy. Dlatego, póki jeszcze ¿yj± ¶wiadkowie tamtych wydarzeñ (a mam na my¶li przesiedleñców zza Buga) uwa¿am, ¿e trzeba wykorzystaæ ich pamiêæ, aby ich wspomnienia i prze¿ycia by³y istotnym elementem historii tej ziemi.
Winny jestem wyja¶nienia dlaczego w tytule artyku³u u¿y³em okre¶lenia „przesiedleñcy", a nie powszechnie stosowanej nazwy „repatrianci". W przepisach prawnych, dokumentach z 1944 r. i nastêpnych lat, u¿ywano terminologii okre¶laj±cej wielki eksodus ludno¶ci z terenów wschodniej Polski jako repatriacjê. Tamt± wêdrówkê w kontek¶cie istniej±cej sytuacji geopolitycznej tak mo¿na by³o nazwaæ. Dzisiejsze spojrzenie na zaistnia³± wówczas sytuacjê nakazuje u¿ywaæ okre¶lenia - przesiedlenie. Przesiedlaæ, to znaczy przenosiæ kogo¶ na inne miejsce sta³ego pobytu. St±d taki tytu³.
Motywy przesiedlenia.
Fakty historyczne mówi±, ¿e o ile polski rz±d emigracyjny nie uznawa³ w³±czenia ziem wschodniej Polski takich jak: Wileñszczyzna czy Wo³yñ do by³ego ZSRR, to PKWN ju¿ w swoim pierwszym akcie „Manife¶cie” z 22 lipca 1944 r. zapowiedzia³ oparcie polityki zagranicznej pañstwa polskiego na wspó³pracy z ZSRR oraz stwierdzi³, ¿e „(...) granica wschodnia powinna byæ lini± przyjaznego s±siedztwa, a nie przegrod± miêdzy nami a s±siadami.”
Przesiedlania Polaków z terenu ZSRR by³y zagadnieniem skomplikowanym i bardzo trudnym. Przyjêcie repatriantów z ZSRR zosta³o uzgodnione pomiêdzy PKWN i rz±dem Ukraiñskiej SRR i Bia³oruskiej SRR z dnia 9 wrze¶nia 1944 r. oraz Litewsk± SRR w dniu 22 wrze¶nia 1944 r. Uzgodnienia te przewidywa³y przeprowadzenie wymiany ludno¶ci polskiej zamieszka³ej na terenach tych republik i ludno¶ci ukraiñskiej, bia³oruskiej i litewskiej zamieszka³ej w Polsce.
Pañstwowy Urz±d Repatriacyjny.
Liczono siê z przybyciem kilku milionów Polaków i w zwi±zku z tym PKWN ju¿ 7 pa¼dziernika 1944 ( Dz.U.R.P. nr 7, poz.32) powo³a³ Pañstwowy Urz±d Repatriacyjny dla planowanej repatriacji ludno¶ci polskiej, ustalenia jej rozmieszczenia i zagospodarowania siê. Rola PUR-u zosta³a rozszerzona dekretem rady Ministrów z dnia 16 marca i 7 maja 1945 r. przez przekazanie opieki nad Polakami wysiedlonymi przez Niemców oraz przesiedleñcami ze starych ziem polskich, chc±cych osiedliæ siê na Ziemiach Odzyskanych. PUR podlega³ pocz±tkowo Ministerstwu Administracji Publicznej, a od 7 maja 1945 r. Ministerstwu Ziem Odzyskanych. Na czele sta³ Zarz±d Centralny, a podlega³y mu oddzia³y okrêgowe (od 7 lipca 1945 r. - oddzia³y wojewódzkie PUR) oraz oddzia³y obwodowe (od 7 lipca 1945 r. - inspektoraty powiatowe PUR). W pa¼dzierniku 1945 r. Inspektoraty Powiatowe PUR zosta³y przemianowane na Powiatowe Oddzia³y PUR.
Ziemia Lubuska w latach 1945-1949 podlega³a Oddzia³owi Okrêgowemu w Koszalinie, a nastêpnie Ekspozyturze Urzêdu Wojewódzkiego w Poznaniu z siedzib± w Gorzowie. Na czele inspektoratów powiatowych stali naczelnicy. Dla zapewnienia sprawno¶ci ruchu transportowego PUR posiada³ tzw. punkty etapowe na stacjach tranzytowych, g³ównie dla aprowizacji transportów, opieki i informacji oraz punkty docelowe dla roz³adunku transportu ze schroniskami i ¶rodkami transportu drogowego. Osadników do przeznaczonych miejsc osiedlenia rozwo¿ono furmankami i samochodami.
PUR w ¦wiebodzinie
Oddzia³y powiatowe PUR-u zaczêto tworzyæ na Ziemi Lubuskiej w maju 1945 r. Powsta³ wówczas oddzia³ w ¦wiebodzinie, chocia¿ pierwsi osadnicy zaczêli przybywaæ z terenów wschodnich (ZSRR) na Ziemiê Lubusk± ju¿ w kwietniu 1945 r. Pierwszy transport do ¦wiebodzina przyby³ 28 kwietnia 1945 r. i liczy³ 80 rodzin. Pocz±tkowo repatriacj± zajmowa³ siê Referat Rolny starostwa, a¿ do momentu utworzenia PUR-u. Do 1 czerwca 1945 r. osiedli³o siê w powiecie ¦wiebodzin 756 rodzin ch³opskich zza Buga. Wg zapisów w „Sprawozdaniu z dzia³alno¶ci oddzia³u w zakresie punktów etapowych do dnia 25 lipca 1945 r.” w Punkcie Etapowym w ¦wiebodzinie by³o: 1 schronisko na 200 osób, ¶rodki transportu to 1 wóz i 2 konie. Przez punkt przesz³o 6378 repatriantów i 177 przesiedleñców. Wydano 25695 obiadów, 4480 szt. chleba i udzielono pomocy lekarskiej dla 241 osób. Punkt nie posiada³ sienników, sprzêtu kuchennego, maszyn do pisania i innych jak wymienione (wóz i konie) ¶rodków transportu. W ¦wiebodzinie tylko w czerwcu dla repatriantów udzielono zaliczek pieniê¿nych na kwotê 65.100 z³. Punkt powsta³ 30 maja 1945 r. - wcze¶niej (25 maja 1945 r.) takie punkty powsta³y w Gorzowie i Repinie (Reppen) - dzisiaj Rzepin.
Wagon z transportu z przesiedleñcami ze Stanis³awowa - lipiec 1945 r.
Katowice-Ligota. ("Karta", nr 47/2005)
Przywracanie polsko¶ci.
Obok spraw osadnictwa nale¿a³o na Ziemi Lubuskiej dokonaæ polonizacji nazewnictwa. W celu przywrócenia historycznych nazw miejscowo¶ci, które przed wiekami zosta³y przez Niemców zgermanizowane, powo³ano przy Radzie Ministrów Komisjê Ustaleñ Nazw Miejscowo¶ci. Nazwy miejscowo¶ci by³y proponowane przez gminy. Wszystkie ustalane nazwy by³y og³aszane w Dzienniku Ustaw. Dla repolonizacji nazw topograficznych na Ziemi ¦wiebodziñskiej wiele zrobi³ Instytut Zachodni w Poznaniu. Pracownicy Uniwersytetu Poznañskiego przyczynili siê tak¿e do uzasadnienia historycznych praw Polski do tych ziem i do repolonizacji nazewnictwa.
Nazewnictwo polskie wprowadzono do po³owy 1946 r. i 21 wrze¶nia 1946 r. Wydzia³ Ziemi Lubuskiej przy Urzêdzie Wojewódzkim w Poznaniu otrzyma³ wykaz nazw miejscowo¶ci Ziemi Lubuskiej. Nieco pó¼niej wprowadzono pewne korekty w nazewnictwie topograficznym.
Transporty z przesiedleñcami jecha³y w nieznane, na zachód Polski. Zdarza³y siê przypadki, ¿e ludno¶æ bêd±ca w transporcie odmawia³a opuszczenia wagonów. Taki transport kierowano do innych miejscowo¶ci, odczepiano lokomotywê i pozostawiano na stacji. Ale by³y te¿ sytuacje, ¿e transport powraca³ - nie do punktu wyjazdu, ale do miejscowo¶ci w centrum Polski.
Pierwszy transport przesiedleñców w naszym mie¶cie zosta³ wpisany do „Ksi±¿ki meldunkowej repatriantów” Punktu Etapowego w ¦wiebodzinie pod dat± 28 kwietnia 1945 r. Przyby³o wówczas 80 rodzin z Wo³kowyska, Szumska, Stanis³awowa. Osiedlili siê oni w: Mostach, Wilkowie, Grodziszczu, Rokietnicy i £±kach.
Ka¿de opuszczenie domu rodzinnego, ¿egnanie siê z bliskimi i wyjazd w nieznane jest zawsze du¿ym prze¿yciem, zw³aszcza dla osób starszych, które tam na Kresach zostawia³y swoje dzieciñstwo, m³odo¶æ, dom czy gospodarstwo. Ca³e rodziny opuszcza³y bliskie im strony i wyje¿d¿a³y. Wyjazdy na Ziemie Zachodnie by³y drog± w nieznane. „Mieli¶my nakaz wyjazdu ze Stanis³awowa, mieli¶my wyjechaæ wszyscy. Zreszt± , kto zosta³by miêdzy Rosjanami czy Ukraiñcami", tak wspomina moment wyjazdu Stanis³aw Bober - autor unikalnych zdjêæ dokumentuj±cych drogê na Ziemie Zachodnie.
Dojazd kolej± do ¦wiebodzina odbywa³ siê g³ównym - jedynym torem przystosowanym do polskich wagonów od strony Zb±szynka. Nie¶mia³o przypominam, ¿e drugi tor (pomocny) by³ przystosowany tylko i wy³±cznie dla radzieckich poci±gów wojskowych (szeroki tor). Tym torem kierowano poci±gi przewo¿±ce broñ, wojsko, jeñców, trofea wojenne (maszyny, meble), ewakuowano tak¿e rannych.
Osadnictwo rozpoczê³o siê natychmiast po wyzwoleniu pogranicznych miejscowo¶ci. Nie by³o ono zorganizowane, odbywa³o siê samorzutnie. Ludno¶æ szuka³a lepszych warunków ¿ycia, lepszych warsztatów i gospodarstw. By³y wypadki porzucania uprzednio zajêtych gospodarstw i przenoszenia siê do innych wsi lub do miast. Du¿± rolê w zagospodarowaniu Ziem Odzyskanych (naszej Ziemi ¦wiebodziñskiej tak¿e) odegra³ Polski Zwi±zek Zachodni, który powsta³ w listopadzie 1944 r. z przedwojennego Zwi±zku Obrony Kresów Zachodnich i podj±³ akcje osadnicz± na szerok± skalê. PZZ kszta³ci³ kadry dla administracji, o¶wiaty, kultury. Oddzia³ Poznañski PZZ wyst±pi³ z inicjatyw± tzw. patronów powiatów i miast wielkopolskich nad poszczególnymi powiatami i miastami Ziemi Lubuskiej. Patronat narodzi³ siê w kwietniu 1945 r. w Gnie¼nie na bazie ¿ywio³owego osadnictwa mieszkañców Wielkopolski na naszych terenach. Nad Babimostem, ¦wiebodzinem, Sulechowem patronat objê³y miasta: Wolsztyn, Nowy Tomy¶l i czê¶ciowo Grodzisk. W naszym mie¶cie szereg wa¿nych funkcji (milicja, UB, starostwo) objêli mieszkañcy Wielkopolski.
Obok osadników zza Buga i Wielkopolski przybywa³a tu równie¿ ludno¶æ z centralnej Polski, szukaj±c lepszych warunków ¿ycia. Znaczna jej czê¶æ szuka³a tu okazji szybkiego dorobienia siê i nie pomaga³a w stabilizacji. W zwi±zku z tymi wypadkami Ministerstwo Ziem Odzyskanych 4 marca 1946 r. wyda³o okólnik zabraniaj±cy wêdrówek oraz ograniczy³o indywidualne przenoszenie siê z Polski Centralnej. Pozwolono przenosiæ siê w liczbie co najmniej 10 rodzin.
O tym, kto i kiedy przyjecha³ do ¦wiebodzina mo¿na dowiedzieæ siê ze „Spisu repatriantów przyby³ych do ¦wiebodzina za miesi±ce kwiecieñ i maj 1945 r.”. Ewidencja ta opisana jest: „RP Prezydium Rady Ministrów, Pañstwowy Urz±d Repatriacyjny, Punkt Etapowy w ¦wiebodzinie”. Spis ten podzielony jest na dwa dzia³y, druga czê¶æ obejmuje wpisy od lipca 1945 r. Wg tej ewidencji, zameldowano m.in.: Bartkiewicz Stanis³aw - rolnik (3 osoby), Zwoliñski Wac³aw - rolnik (4), Soko³owski Florian - rolnik (10), Wawrzyñczyk Jan - rolnik (6). Wszyscy wymienieni przybyli z Wo³kowyska 28 kwietnia 1945 r., a ju¿ 10 maja zostali wymeldowani do Gredzicza (Grodziszcze). W dalszej czê¶ci spis obejmuje nastêpuj±ce osoby: rodzina K³a¿ejewskich (4 osoby) przyby³a z Szumska 28 kwietnia, a 10 czerwca zosta³a przeniesiona do wsi Wilków (Wilkowo), Lach Ludwik - rolnik (9) przyjecha³ ze Stanis³awowa - zameldowany w Mostkach, Gaw³owski Kazimierz (5) przyjecha³ z Opalenicy - zameldowany w Koppen (Kupienino), Gordzelewska Paulina - (3) przyby³a z Szumska - zameldowana 20 maja 1945 r. w Wilkowie.
Poda³em jedynie wybrane przyk³ady, w spisie tym zawarta by³a informacja dotycz±ca m.in. z ilu osób sk³ada siê rodzina, rok urodzenia i zawód osoby meldowanej (przewa¿nie by³ to ojciec) pó¼niej wprowadzano wiêcej danych np. nr karty repatriacyjnej, adres poprzedniego zameldowania, daty urodzenia cz³onków rodziny i inne dane.
W cytowanym spisie od 6 czerwca 1945 r. wprowadzono zasadê , ¿e wpisywano wszystkich cz³onków rodziny. U¿ywano nazw zawodów takich, jakie przybyli wykonywali w poprzednim miejscu zamieszkania. Najpowszechniejszy zawód to rolnik, ale by³y tak¿e; m³ynarz, ¶lusarz, buchalter, biuralista, urzêdniczka, wo¼ny szko³y itp. Wpisywano tak¿e daty urodzenia.
"Spis repatriantów przyby³ych do ¦wiebodzina...". Ewidencja przyby³ych z Trembowli w dniu 22 lipca 1945 r.
Bardzo ciekawie przedstawia siê ewidencja transportów. 28 kwietnia 1945 r. przyby³ transport z 80 rodzinami z Wo³kowyska, Stanis³awowa, Szumska, które osiedli³y siê w Grodziszczu, Witkowie, Senfeld (Rokietnica), Mostkach i £±kach. 8 maja 1945 r. do ¦wiebodzina dotar³ transport sk³adaj±cy siê z 246 rodzin pochodz±cych z Stanis³awowa, Szumska, Tomaszgód, £ucka, Horodyszcz. Ludzie ci osiedlili siê w Wilkowie, Kalsku, Radoszynie i £±kach. Kolejnego wpisu w ewidencji transportów dokonano 1 czerwca 1945 r.. Przyby³o wówczas 178 rodzin z Brze¿an, Czortkowa, Stanis³awowa, Tarnopola i Tlumacz. Przesiedleñcy zamieszkali w Milboku (O³obok), Rudgerzowicach, Lubrzy, Kijach i Nied¼wied¼u. Osiem dni pó¼niej kolejnych 165 rodzin przyby³o z Wilna, Zbara¿a i Kowel. Osiedlono ich w ¦wiebodzinie i Grodziszczu. 20 czerwca 1945 r. 259 rodzin przyjecha³o z Równego, Kowel, Wilna, Postawy, £ucka, Olechówka. Wszyscy otrzymali przydzia³y w ¦wiebodzinie. Najwiêkszy do tej pory transport przyby³ ostatniego dnia czerwca 1945 r. sk³ada³ siê on z a¿ 459 rodzin, które do tej pory mieszka³y w Ostrogu, Brze¿anach, Równem i £ucku. Od teraz ich nowym domem zosta³ ¦wiebodzin i Lubinicko. W kolejnych tygodniach przybywa³y kolejne poci±gi z Wilna, W³odzimierza Wo³yñskiego, Lidy, Grodna, Baranowicz, Trembowli.
Do 1 czerwca 1945 r. osiedli³o siê w powiecie 756 rodzin ch³opskich zza Buga.
Zaludnienie Ziemi Lubuskiej nastêpowa³o stosunkowo szybko. 31 sierpnia 1945 r. zarejestrowanych by³o w powiecie ¶wiebodziñskim 12 930 Polaków, a w koñcu grudnia 1945 r. ju¿ 15 444, w tym 9485 repatriantów (tzw. zza Buga) i 5959 przesiedleñców.
Nie ukrywam, ¿e przegl±daj±c Spis Punktu Etapowego w ¦wiebodzinie wyszukiwa³em swoich bliskich, znajomych i znanych mi osób. Z ewidencji wynika np. ¿e w miejscowo¶ci Merzdorf (Lubinicko) pierwsze rodziny zameldowa³y siê 2 lipca 1945 r, a byli to: Szczebiotkowscy (ojciec m³ynarz, rodzina 3 osobowa) i Pop³awscy (rodzina 4 osobowa). Nastêpne rodziny to: rodzina 4 osobowa Bronis³awa Algierskiego (16 lipca) i rodzina 4 osobowa Paw³a Algierskiego (17 lipca) a tak¿e Stanis³awa Krajewskiego, Kazimierza Ksiê¿aka (by³ krótko so³tysem, zosta³ zamordowany przez ¿o³nierzy radzieckich na „zlecenie” jednego z mieszkañców wsi), Józefa £akomego (by³y ¿o³nierz KOP-u) i innych.
Pod pozycj± nr 2182 znalaz³em, ¶p. Jana Baczañskiego, ur. w 1906 r., lekarza, przyby³ego do naszego miasta na podstawie karty repatriacyjnej nr 158-63, a zamieszka³ego wcze¶niej w Wilnie n.38. Jego 5 osobowa rodzina zosta³a wpisana do ewidencji w ¦wiebodzinie 7 lipca 1945 r. a ju¿ nastêpnego dnia wymeldowana na ul. Fabryczn± nr 3 w ¦wiebodzinie.
Du¿y transport mieszkañców Ostroga zosta³ wpisany w ewidencji pod dat± 30 czerwca 1945 r. a przyby³y wtedy rodziny Ostaszewskich, Martynowskich, Mogielnickich, Nowosielskich, Ostrowskich, Bu³ajewskich - wiêkszo¶æ osiedli³a siê w ¦wiebodzinie min. na ulicy Skrajnej.
Na koniec krótki fragment wspomnieñ pani Feliksy Fryni z Go¶cikowa, pow. ¦wiebodzin, (cytat z pamiêtników): „zamieszkujê w Go¶cikowie, poczta Jordanowo, Powiat ¦wiebodzin, woj. Zielona Góra, gdzie zagospodarowali gospodarstwo bez stodo³y i bez zapasów, bo by³y spalone od wojny. Rodzina sk³ada siê z 12 osób, drobnych dzieci i 2 stare babcie, i nie znale¼li ¿adnych zapasów poniemieckich jak niektórzy s±siedzi co przyjechali na Ziemie Odzyskane aby siê wzbogaciæ to nie przewie¼li swojego, a kombinowali i zdobywali poniemieckie i wywozili i siê bogacili, a kto nie mia³ swojego inwentarza to dawali konie, krowy a ¿e my przywie¼li swoje to nam nie przyznali..."
Chcia³bym oddaæ g³os tym, którzy byli bezpo¶rednimi uczestnikami powojennego exodusu w nieznane. Wspomnienia, choæ momentami niesk³adne i niegramatyczne maj± w moim przekonaniu znacznie wiêksz± warto¶æ, ni¿ te przetworzone przez drug± osobê. Opowiadane z sercem, z emocj± i ze wzruszeniem, s± doskona³± skarbnic± wiedzy o tym, jak naprawdê, tak z perspektywy cz³owieka a nie historii, wygl±da³y tamte czasy. Dlatego warto, a nawet trzeba ocaliæ je od zapomnienia. Oto co na ten temat mówi Pani Janina Kubicka, w 1945 r. mieszkanka Merzdorf, pó¼niej po polsku Marzêcin (ale krótko), Lubieniecko, aktualnie Lubinicko:
(...) Przyjechali do Ostroga[*] jacy¶ delegaci, czy byli oni z Lublina, czy nie wiem sk±d. A by³ u nas taki „horsowiet", takie co¶ jak urz±d miasta - i tam by³y zapisy na wyjazd do Polski. Je¿eli kto¶ nie chcia³ -to musia³ przyj±æ obywatelstwo rosyjskie. A jak ju¿ przyj±³, to Ruskie mogli zrobiæ z nim co chcieli. Wywie¼æ lub co¶ innego. Twój tata przychodzi³ do mojego i czêsto mówi³ - Stryjek, co my zrobimy? Czy jedziemy? Mój czêsto odpowiada³, co wszyscy to i my. My tutaj nie zostaniemy.
Jak by³y te zapisy to ksi±dz kapucyn o. Remigiusz Kranc w seminarium og³asza³, ¿e nasza Polska jest tutaj, nie mo¿na jej opu¶ciæ i wyjechaæ - nie wyje¿d¿ajcie! - nawo³ywa³. Ale go pó¼niej Rosjanie posadzili w wiêzieniu i wywie¼li na Ko³ymê. Wszyscy siê zapisywali.(...)
Jechali¶my na stacjê furmankami - bo stacja Ostróg by³a 12 km od miasta Ostróg w miejscowo¶ci O¿enin. Tam przyjechali¶my i teraz - plac, przy torach - nazywa³o siê to ramp±. Delegaci kazali siê tam roz³adowaæ. My¶my tam stali chyba ze 4 tygodnie. Nic nie mo¿na by³o zrobiæ. By³y ma³e dzieci, np. moi rodzice mieli krowê to mlekiem dzielili siê z wami - bo by³a ma³a Ela. Ludzie dzielili siê czym mogli i jak mogli.
No i pó¼niej - z rana chyba to by³o, bo pada³ deszcz, mieli¶my takie namioty zrobione z kocy - to wszystko by³o namoczone, kto¶ da³ znaæ, ¿e ju¿ wagony s±, by³y to towarowe wagony. By³o ich chyba oko³o 70 - po³owa tych wagonów to by³o dla ludzi, a druga polowa dla inwentarza. Nas w wagonie by³o chyba 5 rodzin. Byli¶my My (Algierski Bronis³aw), Wy (Algierski Pawe³), Szczawiñska, Kalinowscy i jeszcze kto¶, ale nie pamiêtam. W wagonie by³o t³oczno. Mój ojciec pracowa³ we m³ynie - to mieli¶my trochê m±ki w workach. Pamiêtam te worki w wagonie, spali¶my na nich - by³o jak na kamieniach.
By³o to co¶ okropnego. Bo my¶my jechali - nie przesadzaj±c oko³o 2 tygodni. By³ w wagonach inwentarz. Tam gdzie by³y krowy to pamiêtam by³o bardzo ciasno - jak dwie krowy siê po³o¿y³y to inne musia³y staæ - nie by³o miejsca. Zapasów karmy nie by³o du¿o. Nikt nie przypuszcza³, ¿e tak d³ugo bêdziemy jechaæ. A by³o tak. Jak poci±g stan±³, gdzie¶ siê zatrzyma³ np. w polu, to wszyscy szybko starali siê. Ka¿dy co móg³, to zbiera³, czy to trawê, czy jakie¶ inne. Ka¿dy dokarmia³ inwentarz. No i zaraz rozk³adali jakie¶ ceg³y, jaki¶ garnek i ju¿ próbowali gotowaæ. W wagonach nie by³o warunków na gotowanie.
By³a taka sytuacja zawsze, jak poci±g sta³ to ludzie siê rozchodzili. Wychodzili z wagonów - ustalone by³o, jak poci±g bêdzie rusza³ dalej to bêd± zawsze 3 gwizdki i po 10 min. poci±g bêdzie odje¿d¿a³.
Jechali¶my, stawali¶my na stacjach, stali¶my po dobie, po dwie. By³y przewa¿nie zajête tory, albo zabierali lokomotywê. Np. w Poznaniu poci±g sta³, nikt nie wiedzia³ kiedy, jak i gdzie pojedziemy - nie wiadomo nic. Czê¶æ poci±gu odczepiono, odczepiono sk³ad ze zwierzêtami (z inwentarzem) i podczepiono do innego. Nie by³o w tym czasie delegatów (opiekunów rz±dowych tego poci±gu). Byli gdzie¶ na dworcu - chyba „na piwie". Ludzie narobili ha³asu, pobiegli do zawiadowcy. By³ krzyk, bo w tamtych wagonach te¿ byli ludzie z naszego transportu. Po tym alarmie, gdzie¶ po kilku godzinach powróci³a ta czê¶æ transportu, a by³ ju¿ za Wolsztynem. Przyjechali¶my do Zb±szynka tam zatrzymali¶my siê na postój - wiem, ¿e do ¦wiebodzina przyjechali¶my, mo¿e to by³ 30 czerwca 1945 r. ok., 9-10 z rana. I tam od strony pola - by³a taka du¿a rampa. I tam kazali siê ju¿ wy³adowaæ - bo to koniec tej podró¿y. Na tej rampie - to te¿ mo¿e tydzieñ albo i wiêcej byli¶my. To zaczêli ludzie sami chodziæ po wsiach i domach, i szukaæ. Chodzili do Rusinowa, do innych wsi. Bo my nie byli¶my tutaj pierwsi - du¿o by³o ju¿ pozajmowane.
Zaczêli ludzie na w³asn± rêkê chodziæ i szukaæ, gdzie¶ jakiego¶ mieszkania. I mi siê wydaje, ¿e moja mama z Twoj± mam± posz³y do Lubieniecka szukaæ, bo to i blisko do miasta i do stacji. Nikt nie my¶la³, ¿e my tutaj zostaniemy. Ka¿dy my¶la³, ¿e to co¶ przej¶ciowe. No i tak jak przyszli do Lubieniecka, to ka¿dy dom by³ zajêty przez Rosjan. Oni w tych domach „buszowali". Oni wszystko co by³o mo¿liwe to ponie¶li. A moja mama wst±pi³a do domu na rogu - tam by³ oddzia³ ¿o³nierzy. Kapitan po rozmowie pozwoli³ zaj±æ jeden pokój. Pó¼niej jak zobaczy³, ¿e mamy krowê i czêstowali¶my go mlekiem to zorganizowa³, ¿e wojsko opu¶ci³o dom gdzie¶ po tygodniu.
Wszystko co by³o w domach, to trzeba by³o odwie¼æ do specjalnego punktu, zwo¿ono tam meble, maszyny, urz±dzenia. To by³ specjalny sk³ad w mie¶cie. Te towary by³y pó¼niej ³adowane na wagony i wywo¿one do Rosji. My wyjechali¶my w maju 1945 r., ale nie wiem w jakim dniu - by³o to ju¿ po zakoñczeniu wojny.
Jak tutaj przyjechali¶my, to bardzo du¿o Niemców wyje¿d¿a³o z tych terenów. Tymi polnymi drogami, to sz³y ca³e sznury. Niemcy na tych wózkach, ma³ych drewnianych wózkach, ci±gnêli swój dobytek. Sz³y cale kolumny, mieli na wózkach swój dobytek, resztê musieli pozostawiæ. W Lubieniecku po wojnie by³o kilka rodzin niemieckich: Krzywiccy, Szuba i by³ taki Willi, co by³ kierowc±.
Jak jechali¶my do Lubieniecka, to ko³o drogi by³ pozostawiany zepsuty sprzêt wojskowy. Pó¼niej go zabrali.
Ojciec mia³ jakiego¶ konia i znalaz³ siê jaki¶ wóz i pamiêtam, ¿e tym jechali¶my do Lubieniecka. Pan £akomy ju¿ mia³ mieszkanie. Obok £akomego, a na rogu mieszka³ Pan ¯arna. By³ on sam, bez rodziny - przyjecha³ z poznañskiego. Napisa³ na bramie tak± kartkê „zajête przez Polaka" - bo to tak pisali, aby nie rozgrabili. My nie musieli¶my za swoje gospodarstwo p³aciæ, a on musia³ je pó¼niej sp³acaæ.
Pan ¯arna nie zna³ jêzyka rosyjskiego i kiedy¶ by³a taka sytuacja, ¿e ¿o³nierz rosyjski zaproponowa³ mu kupna „sabaki". ¯arna my¶la³, ¿e to koñ. I umówi³ siê na kupno. Jak Rosjanin przyprowadzi³ tego psa - to on mówi - ja nie kupujê, to mia³ byæ koñ. ¯o³nierz rosyjski - ze z³o¶ci± i gro¼b± wykrzykiwa³ „ma³czy, bieri bo ubiju kak sobaku”. ¯arna z du¿ym strachem i trwog± o swoje ¿ycie psa kupi³...” Tak to wygl±da³ m.in. wymienny handel w pierwszych dniach pobytu w Marzêcinie.
[*] Ostróg w tym czasie by³ niedu¿ym miasteczkiem, le¿±cym w odleg³o¶ci kilkunastu kilometrów od kolei. Najbli¿sza stacja nazywa³a siê O¿enin. Dzi¶ nazywa siê Ostrih. Z O¿enina do Ostroga (ok. 12 km) podró¿owa³o siê bryczkami lub furmankami. Wo¼niców nazywano ba³agu³ami. Byli to przewa¿nie starzy ¯ydzi, prawdziwi poligloci, mówi±cy biegle w czterech jêzykach: po ¿ydowsku, polsku, rosyjsku, i ukraiñsku.
Jeszcze jedne wspomnienia mieszkanki tej samej wsi. Wspomnienia Pani Jadwigi Krajewskiej z domu Olszewska, w czasie wojny zamieszka³ej we wsi Zakoty, gmina Nowomalin, pow. Zdo³bunów, woj. wo³yñskie. Aktualnie mieszkanka Lubinicka.
Tak czêsto wygl±da³y pierwsze tygodnie po przyje¼dzie w nowe miejsce zamieszkania. Foto: Karta, nr 47, 2005,
(...) Pó¼niej by³a wie¶æ, ¿e albo przyjmujemy obywatelstwo rosyjskie i jeste¶my obywatelami Rosji, albo wyjedziemy, a mama bardzo chcia³a wyjechaæ. Mówiono, ¿e powsta³ taki rz±d i mo¿na wyjechaæ do Polski, a je¿eli do Polski to tata zawsze mówi³ w lubelskie, tam ko³o Che³ma s± dobre ziemie. I zapisali¶my siê na wyjazd do lubelskiego. Nie wyje¿d¿ali¶my poci±giem z Ostroga, bo stacja kolejowa by³a w O¿eninie.
Przed koñcem kwietna byli¶my ju¿ w Ostrogu. Zamieszkali¶my w jakim¶ domku ko³o ko¶cio³a. Domy po¿ydowskie sta³y puste, nie by³y to ju¿ w³a¶ciwie domy, by³y to ju¿ rudery. Ale 8 rodzin spa³o w tym ma³ym domku na pod³odze, pokotem po³o¿yli siê wszyscy.
By³o nas pe³no, ale pod dachem i czekali¶my na ten wyjazd. Wyjechali¶my, szli¶my piechot± do O¿enina i tam czekamy ju¿ 2 tygodnie na stacji na wyjazd.(...) Nareszcie przysz³y te wagony, bydlêce. Ale ja z dzieckiem to mia³am dach nad g³ow± jak czekali¶my na wagony. Pozostali lepili takie budy. Konie, krowy to pozabierali albo Niemcy albo partyzanci. Ma³o by³o zwierz±t, krów czy koni, ka¿dy jako¶ kombinowa³. Ludzie siedzieli i czekali, wszystko czeka³o na dworze, pod go³ym niebem. Jak wyje¿d¿ali¶my stamt±d to pamiêtam by³o po 9 maja 1945 r. bo jak byli¶my w Ostrogu to przerwali pracê i zaczêli mówiæ, ¿e to koniec wojny. I wtedy w ko¶cio³ach i w cerkwiach bi³y dzwony. Jecha³o nas w wagonie 5 rodzin.(...)
Przyjechali¶my do Zb±szynka to mówili, ¿e jest Piotra i Paw³a (29.06), pamiêtam to, bo u nas w Ostrogu zawsze w tym dniu by³ odpust, by³a parada 12 Pu³ku U³anów Wo³yñskich, ale my nie wiedzieli jaki jest dzieñ, jaka godzina, ale pamiêtam, ¿e tak mówili. Ani kalendarza, ani zegara, ani innych zapisków nie by³o. Jak siê zatrzyma³ poci±g w Zb±szynku i wysiedli¶my, to pamiêtam, ¿e na peronie by³a woda z kranów. To by³o du¿e wydarzenie - woda z kranu. Ze Zb±szynka przywie¼li nas do ¦wiebodzina i w ¦wiebodzinie powiedzieli „wygruzajties". No i my wyszli¶my z tego poci±gu na ³±kê co by³a ko³o torów. Zostali¶my tutaj, ka¿dy szuka³ kawa³ka blachy i ko³ków, aby skleciæ „domek".
Poszukiwania domu by³y trudne, bo wszystko by³o zajête. M±¿ z Rózi± szukali swoich krewnych, swoich ludzi, znajomych i gospodarstwa. W Merzdorf (Marzêcin) wolne by³o tylko tam gdzie pó¼niej byli Borówczki. £adne to by³o gospodarstwo, w domu by³y meble, lustra. Du¿a stodo³a, a ja mam (mówi³ m±¿) tylko jedna krowê i ba³ siê podatków. Tak by³o 2 tygodnie. My byli¶my ma³a rodzina - ja z mê¿em i jedno dziecko. To gospodarstwo nie mo¿e byæ du¿e, bo bêdzie asekuracja. Ale by³o du¿e. Bali¶my siê wzi±æ bo bêd± podatki.
Ju¿ przyje¿d¿a³y furmankami, niemieckimi wozami - niemieckie wozy mia³y du¿e ko³a, ko³a by³y ogromne, bo u nas tam na Wo³yniu, to ko³a w wozach by³y ma³e. Kto przywióz³ wóz z Wo³ynia, to mia³ mniejsze ko³a. By³o widaæ na jakich wozach przyje¿d¿aj±.
So³tysi przyje¿d¿ali i zabierali do swoich wsi. U nas krowa by³a przy sza³asie - to by³ tylko daszek. Mê¿a d³ugo nie by³o - a ja sama nie zdecydujê. A ojciec (Olszewski Miko³aj) przyszed³ i mówi, ¿e znalaz³ „...³adne mieszkanko, bomba zniszczy³a trochê stodo³ê, wpad³a do stodo³y, ale ja jestem m³ody, mam si³y, to nie szkodzi." Tyle czasu minê³o, a mê¿a nie by³o. Wszyscy ju¿ prawie wyjechali. Tutaj gdzie byli¶my w tym sza³asie to wody nie by³o, by³a woda tylko w rowie. Po wodê dla krowy, ¿eby j± napoiæ i dla dziecka (Ali) chodzi³am na stacjê.(...)
Przyszed³ ojciec i mówi „...chod¼, idziemy, mam mieszkanie." Z dzieckiem i krow± poszli¶my do Merzdorf (Marzecin). Gospodarstwo to by³o obok gorzelni – pó¼niej mieszkali tam Jakubowscy. Ojciec z ch³opakami szybko pog³êbili studnie i by³a woda. Nie by³o wody w domu, tak jak teraz. Mieli¶my ju¿ pokój, cz³owiek siê ju¿ umy³, a m±¿ dalej szuka³. By³ nawet w powiecie miêdzyrzeckim, ale milicja ich pogoni³a, bo to inny powiat. W pa³acu mieszkali Rosjanie -¿o³nierze, oni pilnowali krów, które przeganiano z Niemiec do Rosji. By³o tak, ¿e jeden ¿o³nierz sprzedawa³ rower a drugi pó¼niej przychodzi³ i zabiera³. Tak mieli¶my z zegarem, który mi sprzedali ¿o³nierze. Po kilku godzinach inni chodzili i mówili, ¿e kto¶ tutaj ma ³adny zegar i zabiera³. M±¿ nic nowego do zamieszkania nie znalaz³.
Poszed³ tata do so³tysa, a nazywa³ siê on Nied¼wiecki (by³ z poznañskiego) i mieszka³ tam gdzie dzisiaj mieszka pani Walentynowicz i prosi³ go „... mo¿e co¶ siê znajdzie..." a so³tys mówi³, ¿e nie ma nic, jest tylko dom ko³o ko¶cio³a, ale tam s± Ruskie (¿o³nierze i ¿o³nierki). Ruskie pilnowali byd³a. Za ko¶cio³em jest dom, zaro¶niêty winem, posz³am tam. Te Ruskie mówi± „nielzia", dziewczyny g³o¶no krzycza³y, ¿e zajête, mówi±, ¿e nie i koniec, nie wpu¶cimy.(...)
Po pewnym czasie ¿o³nierze siê wyprowadzili to my siê tam wprowadzili¶my. Zale¿a³o nam ¿eby mieæ dach nad g³ow±, ¿eby siê wyk±paæ, mieli¶my „swoje". Dom ten by³ obok ju¿ mieszkaj±cych Kwa¶niewskich. By³ zaniedbany, cuchnê³o. Jak na Niemców to bardzo zaniedbany, zawsze mówili, ¿e oni tacy porz±dni. Zaro¶niêty by³ winem, a okna wybite przez poprzednich lokatorów.
Wszystko by³o ju¿ zajête bo przyjechali wcze¶niej ze stanis³awowskiego: Piotrowski, Kwa¶niewski, Kujbida, Nikoliny, a my¶my byli z Wo³ynia: Algierscy, Stankiewicze, Denisiewicz, Kalinowski, Krakowiak. Krajewscy, Szczawiñska, Ksiê¿ak, Ruciñska. Z Wileñszczyzny we wsi byli: Niekraszewicze, Walentynowicze, Kozicze i Macutkiewicze.
W sierpniu (05.08.1945) do wsi przyjecha³ z rodzin± nauczyciel - nazywa³ siê Ziiss. On du¿o spisywa³ o tym co siê dzieje we wsi, ile i kto czego ma, jaka rodzina, sk±d, itp. (...)"
Wspomnienia Pana W³adys³awa Karwiñskiego zwi±zanego niegdy¶ z naszym terenem, a obecnie mieszkaj±cym w innej czê¶ci Polski. S± to odczucia m³odego wówczas cz³owieka, które dzisiaj po wielu latach s± ¿ywe tak jakby to wszystko o czym mówi, mia³o miejsce wczoraj.
„(...) W dniu l sierpnia 1945 r. po za³atwieniu przez ojca wszystkich formalno¶ci z wyjazdem w P.U.R., uciekaj±c przed NKWD i ewentualnym przesiedleniem na Syberiê postanowili¶my pierwszym transportem wyjechaæ na Ziemie Odzyskane. W po³udnie poci±g towarowy ruszy³ powoli, a my ¿egnali¶my, machaj±c bia³o-czerwonymi chor±giewkami, ludzi nas ¿egnaj±cych, p³acz±cych, a i nam ³za siê w oku krêci³a.
Nie wiedzieli¶my dok±d nas zawioz±. Mo¿e w stronê odwrotn± na wschód ?Ale nie. Poci±g jedzie w kierunku Grodna. Jednym torem. Drugi ma powy³amywane podk³ady, a szyny le¿± obok. Najbardziej przypominam sobie kilkugodzinny postój w Warszawie. Z s±siedniego wagonu rozleg³ siê krzyk i lamentowanie „kak ciebie cholera, pietucha mnie ukradli". Kury zosta³y bez koguta. No có¿, i bez koguta kury bêd± znosi³y jajka, t³umacz± s±siedzi. W Warszawie te¿ po raz pierwszy zobaczy³em tramwaj, w Wilnie by³y tylko autobusy - jeden wagon, pusty jad±cy ulic± bez domów, same gruzy i grupê jeñców niemieckich pracuj±cych przy odgruzowywaniu pilnowanych przez sowieckich ¿o³nierzy.
5 sierpnia ca³y nasz transport sk³adaj±cy siê z kilkudziesiêciu wagonów dotar³ po piêciu dniach do miejsca przeznaczenia. Odstawiono nas na boczny tor i kierownik obwie¶ci³ nam, ¿e to koniec naszej epopei, bo dotarli¶my do miejsca, gdzie mamy siê osiedliæ. By³ piêkny, s³oneczny dzieñ. Wyskoczy³em z wagonu, ¿eby zobaczyæ gdzie jeste¶my. Stacja kolejowa, napis Schwiebus - obok ¦wiebodzin, po polsku. Patrzymy na mapê. to miêdzy Poznaniem a Berlinem.
Po wy³adowaniu z wagonu naszego skromnego dobytku (najciê¿sza by³a paka z ksi±¿kami) ojciec poszed³ do miasta szukaj±c wydzia³u o¶wiaty, a ja zacz±³em szukaæ mieszkania, lub domu w którym mo¿na by zamieszkaæ. Obszed³em ca³e Osiedle £u¿yckie. Piêkne, ³adne domy i domki, wyposa¿one, umeblowane, ale wszêdzie na drzwiach by³ napis „zajête przez Polaka". Miasto nie by³o zniszczone przez dzia³ania wojenne. Na ulicach pe³no sowieckich ¿o³nierzy, kradn±cych co siê da³o, najchêtniej radia i rowery. Wróci³em na stacjê kolejow±, wróci³ te¿ ojciec z wiadomo¶ci±, ¿e ma obj±æ szkolê w Marzeñcu (Merzdorf). Potem nazwê zmieniono na Lubinicko. Po nas przyjecha³ parokonnym wozem so³tys Marzeñca (by³ m³ynarzem w wiatraku). Nazwiska nie pamiêtam.
Przyjechali¶my do budynku szkolnego, kompletnie zdewastowanego, bez mebli, bez wyposa¿enia. Okaza³o siê, ¿e w tym budynku by³ punkt opatrywania rannych. Pe³no nieczysto¶ci, s³omy. Jednym s³owem obraz nêdzy i rozpaczy. Obok szko³y by³ stary poniemiecki cmentarz, ca³y zaro¶niêty krzewami i drzewami, a za nim pa³ac niemieckiego by³ego w³a¶ciciela maj±tku. W pa³acu ¿o³nierze sowieccy, mieszkali, buszowali, niszczyli i co by³o mo¿liwe za bimber sprzedawali przybywaj±cym z Wielkopolski szabrownikom. Nie mieli¶my mebli. Trzeba by³o je „skombinowaæ”.
Nocami ma³ym poniemieckim wózkiem przewozi³em z domu dawnego administratora niemieckiego ca³e wyposa¿enie do naszego mieszkania przy szkole. Dlaczego nocami? Proste. W tym czasie sowieccy ¿o³nierze byli tak pijani, ¿e nie pilnowali zagarniêtego dobytku. Ju¿ w sierpniu ojciec wraz z so³tysem robili spis dzieci, które mia³y rozpocz±æ naukê od 1 wrze¶nia 1945 r. Nauczycielowi przydzielono te¿ dzia³kê - dwa hektary ziemi (obecnie naprzeciwko cmentarza) i 100 arów ³±ki, zapewniaj±c konia i sprzêt do uprawiania. Maj±c wtedy 16 lat uda³o mi siê zagospodarowaæ te hektary, gdy¿ mieszkaj±c przez ca³y okres wojenny na wsi nauczy³em siê ziemiê uprawiaæ. Uratowa³o to nas przed g³odowaniem, bo u piekarza - nazywa³ siê ¦winka - za kilo m±ki mo¿na by³o otrzymaæ kilogram chleba. Kozê mieli¶my za pó³ litra bimbru od sowieckiego ¿o³nierza, wiêc nabia³ by³. By³y te¿ kury, kaczki i króliki hodowane przez matkê. Bardzo pomocnym przy pracach polnych i ¿niwnych by³ nasz s±siad Pan Wojciechowski.
Przed pa³acem w Lubinicku. 1949 r.
W Lubinicku powsta³a szko³a tzw. „czteroklasówka". Uczniowie zró¿nicowani, przewa¿nie analfabeci. Trzeba by³o zaczynaæ wszystko od klasy pierwszej, ¿eby po roku szkolnym mog³y ju¿ uczêszczaæ do trzeciej (wiek), czy te¿ czwartej klasy. Brak ksi±¿ek, zeszytów, nawet brak kredy do pisania na tablicy, bardzo utrudnia³y naukê i nauczanie. Po roku pracy w „czteroklasówce" ojciec zosta³ zatrudniony w liceum w ¦wiebodzinie, a naukê w szkole przejê³a moja matka Wiktoria maj±ca wykszta³cenie pedagogiczne.
W 1949 roku wróci³ z Niemiec uprzednio wywieziony na przymusowe roboty mój brat Zdzis³aw, który po ukoñczeniu kursu pedagogicznego w Sulechowie zacz±³ uczyæ dzieci lubinieckie.
Rodzice przenie¶li siê do ¦wiebodzina. Je¿eli chodzi o mnie, to prowadz±c „gospodarstwo" w Lubinicku rozpocz±³em naukê w gimnazjum w ¦wiebodzinie. Zda³em do trzeciej klasy gimnazjum. Dyrektorem i za³o¿ycielem by³ prof. Witold ¯arnowski. Wychowawczyni± naszej klasy, a¿ do matury, by³a pani prof. Maria Malinowska, fizyki i matematyki uczy³ nas Maciej To³¶ciuk (obecnie Turyñski). Lekcje odbywa³y siê w godzinach popo³udniowych. W nocy wracali¶my ze szko³y do Lubinicka. By³a obawa, ¿e mo¿emy byæ pobici przez ¿o³nierzy sowieckich, zw³aszcza wieczorami, gdy pijani chodzili po ulicach ¦wiebodzina, dlatego do domu wracali¶my ca³± grup±.
Poziom wiedzy uczniów by³ bardzo zró¿nicowany, klasy by³y przepe³nione (40-60 uczniów w jednej klasie), brak pomocy naukowych, ksi±¿ek itp. Brak opa³u zmusza³ nas do zbierania drewna, co trzeci dzieñ w zimie szko³a by³a ogrzewana.
A jednak ch³onêli¶my wiedzê, podziwiali¶my nasze cia³o pedagogiczne za cierpliwo¶æ i wyrozumia³o¶æ, ¿e niektórzy uczniowie nie mówili dobrze po polsku, byli ci±gle poprawiani, a wspó³uczniowie pomagali im w wys³awianiu siê w naszym ojczystym jêzyku. Mnie by³o o tyle ³atwiej, ¿e oboje rodzice byli nauczycielami, a w okresie wojny uczy³em siê na tajnych kompletach nauczania, które prowadzi³ mój ojciec.
W miêdzyczasie wst±pi³em do dru¿yny harcerskiej przy naszym gimnazjum (przed wojn± by³em zuchem z trzema gwiazdkami). Po zdaniu egzaminów m³odzika, wywiadowcy i æwika, zosta³em skierowany przez Hufiec Miêdzyrzecki na kurs dru¿ynowych zuchów do Karpacza w czasie ferii od 22 grudnia 1946 r. do 2 stycznia 1947 r., a po zdaniu egzaminów mianowano mnie namiestnikiem do spraw zuchów w Hufcu Miêdzyrzeckim. W Lubinicku powsta³a pierwsza i jedyna dru¿yna zuchów. Sk³ada³a siê z kilkunastu bardzo ambitnych i dobrze ucz±cych siê ch³opców szko³y lubinickiej. Prowadzi³em z nimi zajêcia przygotowuj±ce ich do harcerstwa.
Latem 1948 r. Chor±giew Wielkopolska zorganizowa³a obóz w Dziwnowie (01-30.08.1948 r.) - Dojazd do Dziwnowa wagonami towarowymi by³ wielkim prze¿yciem dla moich ch³opaków. Grupa moich zuchów by³a ozdob± kilkutysiêcznej rzeszy harcerek i harcerzy obozuj±cych w Dziwnowie. By³a to jedyna dru¿yna zuchów i to z Lubinicka! Moim zastêpc± w tym czasie by³ harcerz Ludwik Zalewski, mój kolega z klasy, w dalszym ci±gu mieszkaj±cy w ¦wiebodzinie. Na pewno wspomnienia o tym obozie s± w pamiêci wszystkich uczestników. Pierwszy raz zobaczyli morze czy woda naprawdê s³ona? Poznali inny ¶wiat. Nauczyli siê dyscypliny, wydoro¶leli. Czy im siê podoba³ ich wódz? A mo¿e narzekali; ¿e za du¿o wymaga, ¿e pobudka, ¿e apel, ¿e trzeba o oznaczonej godzinie byæ na miejscu? Nie wiem. Mo¿e odpowiedz±?
Zuchy na obozie w Dziwnowie. 1948 r.
W 1949 r. po zdaniu matury dosta³em siê na studia medyczne w Poznaniu. Po¿egna³em Lubinicko. Zostawi³em swoich zuchów. Co siê z nimi dalej dzia³o niech sami opisz±.
Obecnie bêd±c na emeryturze (przepracowa³em jako lekarz 48 lat) z sentymentem wspominam te, dla mnie inne czasy. No có¿, cz³owiek wtedy by³ m³ody, pe³en pomys³ów na przysz³o¶æ pomimo, ¿e UB szala³o w naszym powiecie, przes³uchuj±c i torturuj±c inaczej my¶l±cych w swoim budynku przy ul. Ma³ej."
Wysiedlenie ludno¶ci niemieckiej z terenu Ziemi ¦wiebodziñskiej
Dot±d ukazywa³em drogê, prze¿ycia, problemy i zaistnia³e sytuacje naszych dziadków, rodziców i najbli¿szych w ich exodusie na Ziemiê ¦wiebodziñsk±. Wspomnienia te bêdê kontynuowa³. Ale równie¿ chcia³bym ukazaæ - choæby w ma³ym fragmencie - moment (formalny – wg dokumentacji urzêdów) wysiedlania ludno¶ci niemieckiej z tych terenów.
Ofensywa styczniowa 'wojsk radzieckich na Wi¶le spowodowa³a panikê i gwa³town± ewakuacjê urzêdów niemieckich. W pocz±tkowym okresie poci±gami i wozami ucieka³a bogatsza ludno¶æ. Paniczna ucieczka z terenów pow. ¶wiebodziñskiego nasila³a siê, kiedy czo³gi radzieckie zbli¿a³y siê do poszczególnych miejscowo¶ci.
Na Ziemi ¦wiebodziñskiej panika zaczê³a siê ju¿ 16-19 stycznia. Wyjecha³a wówczas czê¶æ inteligencji i bogatszych mieszkañców miast i wsi. Masowa ucieczka zaczê³a siê dopiero po 29 stycznia 1945 r. Wojska radzieckie po wkroczeniu zasta³y wyludniony ¦wiebodzin, w którym pozosta³o kilkuset bezradnych Niemców, opustosza³e wsie, a na polach i w lasach wyg³odnia³y i przemarzniêty inwentarz. Pozosta³a jedynie ludno¶æ autochtoniczna, robotnicy przymusowi i czê¶æ biednej ludno¶ci niemieckiej nie posiadaj±cej warunków do ucieczki. Wiêcej ludno¶ci niemieckiej zosta³o we wsiach. W powiecie ¶wiebodziñskim wg szacunkowych obliczeñ zosta³o 25-30 % ludno¶ci stanu przedwojennego.
Rz±d polski, kieruj±c siê polsk± racj± stanu, ju¿ w czerwcu 1945 r. podj±³ decyzjê o przesiedleniu za Odrê czê¶ci ludno¶ci niemieckiej wobec konieczno¶ci przyjêcia przesiedleñców z terenów ZSRR. 26 czerwca 1945 r, generalny pe³nomocnik dla Ziem Odzyskanych og³osi³ zasady wysiedlania ludno¶ci niemieckiej. Podlega³a jej ca³a ludno¶æ niemiecka z okresowym zatrzymaniem niezbêdnych fachowców.
Niemcy mogli zabraæ tyle baga¿u, ile mogli zabraæ na wózki. Przewa¿nie by³y to wózki czteroko³owe, drewniane, miniatura drewnianego wozu konnego. Byli zawiadamiani 24 godziny przed wysiedleniem. Dla starców i dzieci dostarczano furmanki lub samochody. Przesiedlenia ludno¶ci niemieckiej w pocz±tkowym okresie dokonywa³o wojsko, a konkretnie 5 Dywizja Piechoty. Od czerwca do po³owy lipca z Ziemi Lubuskiej wywieziono 141 528 osób.
Drugi etap przesiedlenia ludno¶ci rozpocz±³ siê po umowie poczdamskiej. W umowie tej dwa rozdzia³y dotyczy³y Polski: rozdzia³ IX ustala³ polsk± granicê zachodni± na Odrze i Nysie £u¿yckiej, a rozdzia³ XIII nak³ada³ na Polskê obowi±zek przesiedlenia ludno¶ci niemieckiej z ziem przyznanych Polsce do Niemiec pod nadzorem Sojuszniczej Rady Kontroli.
Pocz±tkowo przesiedlano Niemców jedynie do radzieckiej strefy okupacyjnej na podstawie umowy PRL z ZSRR z dnia 20 listopada 1945 r. Do strefy angielskiej zaczêto przesiedlaæ po porozumieniu z rz±dem brytyjskim z dnia 14 lutego 1946 r. W województwie (wtedy poznañskim) akcj± wysiedleñcz± kierowa³ wydzia³ spo³eczno-polityczny. 19 sierpnia 1946 r. wojewoda poznañski powo³a³ Konrada Unruha na funkcjê komisarza ds. repatriacji ludno¶ci niemieckiej z Ziemi Lubuskiej, który organizowa³, kierowa³ i nadzorowa³ akcjê wysiedleñcz±. W ka¿dej gminie powo³ano 7-10 osobowe komisje, których zadaniem by³o sporz±dzenie list i ustalenie kolejno¶ci wysiedlanych. Zdarza³y siê przypadki, ¿e „przedsiêbiorczy" osadnicy zatrudniaj±cy ludno¶æ niemieck± starali siej± ukryæ, a tym samym nie dopu¶ciæ do ich rejestracji, czym utrudniali akcjê przesiedleñcz±.
Samo wykonanie przesiedlenia powierzono Pañstwowemu Urzêdowi Repatriacyjnemu. Nale¿a³o do niego utworzenie punktów zbiorczych, zabezpieczenie w ¿ywno¶æ, opiekê medyczn±, obs³ugê itp. Punkt zbiorczy na prze³omie lat 1945-1946 zlokalizowano w Kostrzynie n/O, a nastêpnie w Zielonej Górze dla kilku powiatów, w tym dla pow. ¶wiebodziñskiego i babimojskiego. W Zielonej Górze punkt zbiorczy znajdowa³ siê przy ul. Fabrycznej 11 i móg³ pomie¶ciæ 2500 osób. W punkcie dzia³a³y komisje: weryfikacyjna i kontroli baga¿u. Wywo¿±cym zabraniano wywo¿enia waluty obcej i polskiej, papierów warto¶ciowych, dzie³ sztuki. Komisja weryfikacyjna mia³a za zadanie nie dopu¶ciæ do emigracji autochtonicznej ludno¶ci polskiej. 5 grudnia 1945 r. wstrzymano wysiedlanie do czasu przeprowadzenia weryfikacji i wznowiono wysiedlanie dopiero w drugiej po³owie 1946 r.
Wed³ug spisu ludno¶ci z 14 lutego 1946 r. na Ziemi Lubuskiej znajdowa³o siê zaledwie 17 478 osób narodowo¶ci niemieckiej. W pow. ¶wiebodziñskim by³o 1629 Niemców. Wysiedlenia kontynuowano do 1948 r. - wtedy to wywieziono ostatnich Niemców.
Wysiedlanie odbywa³o siê sprawnie i w miarê humanitarnie. Wahad³owe poci±gi transportowe sk³ada³y siê z 55 wagonów towarowych, krytych, kolejno ponumerowanych. Wagony l i 55 przeznaczone by³y dla personelu polskiego i s³u¿by kolejowej, w wagonie 54 zgromadzona by³a ¿ywno¶æ na 3 dni, wagony 25 i 26 wyposa¿one by³y w ³ó¿ka, po¶ciel, apteczki. Od jesieni wagony by³y zaopatrzone w piecyki ¿elazne i opa³. W poci±gu takim mo¿na by³o umie¶ciæ 1800 osób. Wed³ug instrukcji Ministerstwa Ziem Odzyskanych z 15 stycznia 1946 r, wyje¿d¿aj±cy mia³ prawo wywie¼æ 1000 marek niemieckich, ¿ywno¶æ na 4 dni, sprzêt kuchenny, odzie¿, bieliznê, po¶ciel i przedmioty u¿ytku osobistego. Konwój sk³ada³ siê z oficera i 8 ¿o³nierzy KB W. Konwoje delegowano ka¿dorazowo z Poznania. Dla chorych organizowano poci±gi sanitarne, z³o¿one z wagonów osobowych z zainstalowanymi ³ó¿kami. By³a te¿ tam kuchnia dla przygotowania posi³ków. Transporty kierowano do Tuplic i Wêgliñca, sk±d wywo¿ono Niemców do strefy radzieckiej oraz tylko z Wêgliñca do strefy brytyjskiej.
Wyje¿d¿aj±cy Niemcy pozostawiali z ¿alem swoje gospodarstwa dla przybywaj±cych tutaj przesiedleñców. By³ to moment zderzania siê kultur, obyczajów a tak¿e techniki. ¦wiebodzin mia³ ju¿ elektrowniê, telefony, wodoci±gi, kanalizacjê itp. U Niemców wyjazd ten wzbudza³ ¿al, ¿e opuszczaæ trzeba ziemiê gdzie spêdzili dzieciñstwo, gdzie musz± pozostawiæ groby najbli¿szych. Dla osadników by³a to „nowa ziemia", która wg d³ugo powtarzanej opinii by³a miejscem tymczasowego pobytu, sk±d wcze¶niej czy pó¼niej, wróc± na miejsce sk±d przybyli.
Historia pokaza³a jednak, ¿e domniemana tymczasowo¶æ przeci±ga³a siê z roku na rok, by w koñcu staæ siê miejscem sta³ego pobytu.
Wykorzystano materia³y: Archiwum Pañstwowego i Instytutu Zachodniego w Poznaniu, Muzeum Regionalnego w ¦wiebodzinie,
Opracowanie UAM pod redakcj± Zygmunta Borasa.
Miros³aw Algierski.
|