Kiedy dokuczaj± nam niedogodno¶ci wspó³czesnego ¿ycia, dobrze jest czasem u¶wiadomiæ sobie, pod gro¼b± jakich zagro¿eñ i niebezpieczeñstw musieli ¿yæ przed kilkoma wiekami mieszkañcy tego samego miasta, w którym my dzi¶ ¿yjemy. Podobny los, czêsto jeszcze gorszy, by³ udzia³em prawie wszystkich miast ¶rodkowoeuropejskich kilkaset lat temu. W opisach dziejów ¦wiebodzina spisanych przez Jakuba Schickfusa, Samuela Knispela czy Gustawa Zerndta a¿ roi siê od wydarzeñ drobnych i wielkich, b³ahych i dramatycznych. Z tego bogatego skarbca wybra³em tylko te, które niegdy¶ budzi³y grozê, a dzi¶, na szczê¶cie, s± nam ca³kowicie nieznane. Pominê te jednak wypadki, które, choæ równie tragiczne, dotyka³y jedynie pojedynczych osób lub mniejsze grupy ludzi, a zajmê siê wy³±cznie tymi, które k³ad³y siê piêtnem na ca³ej spo³eczno¶ci miejskiej.
Zmor± ówczesnych miast by³y przemarsze wojsk najprzeró¿niejszych armii, nierzadko najemników. Wojny w tamtych czasach by³y liczne, wiêc i nieproszeni go¶cie zjawiali siê nazbyt czêsto. Takie niewielkie miasteczko jak ¦wiebodzin, mog³o siê broniæ przed bandami rabusiów, przed w³ócz±cymi siê grupami maruderów, czy nawet przed rozbitymi w bitwach oddzia³ami, ale wobec regularnego wojska by³o bezradne i bezbronne. Oddzia³y takie ¿±da³y, gro¿±c puszczeniem miasta z dymem, kwaterunku, ¿ywno¶ci, czêsto byd³a, paszy dla koni, no a przede wszystkim kontrybucji w wysoko¶ci nawet kilku tysiêcy talarów. Kwaterunkom towarzyszy³y nieodmiennie rabunki i rozboje. Bywa³o tak, ¿e np. w czasie wojny siedmioletniej przez kilka dni pl±drowali i pustoszyli miasto carscy kozacy, a kiedy ku rado¶ci mieszkañców wreszcie je opu¶cili, pojawili siê nastêpnego dnia pruscy huzarzy, poczynaj±cy sobie wcale nie inaczej,
Domy podcieniowe na ¶wiebodziñskim rynku oko³o roku 1885
Jak grom z jasnego nieba spada³y na miasto po¿ary. Niemal wszystkie domy z wyj±tkiem ratusza, ko¶cio³a, szko³y (od 1604 r.) i zamku by³y drewniane lub posiada³y konstrukcjê szachulcow± (drewniana kratownica wype³niona glin± zmieszan± ze s³om±, rzadziej ceg³±). Piece by³y prymitywne. W domu, stodole, stajni i w oborze u¿ywano otwartego ognia latarñ, ¶wiec lub ³uczywa, o po¿ar wiêc nie by³o trudno. Kiedy wybucha³ po¿ar, stra¿nik z wie¿y alarmowa³ dzwonem, za¶ latarni± wskazywa³ kierunek do po¿aru tak, by mieszczanie szybko mogli pospieszyæ z pomoc±. Niestety, wody by³o ma³o, bo czerpaæ j± trzeba by³o z nielicznych studni. Wiele wiêc zale¿a³o od kierunku wiatru, a ratunkiem, choæ rzadko, bywa³ zbawienny deszcz. Pierwsze przepisy przeciwpo¿arowe i ¶rodki ppo¿. pojawi³y siê dopiero w drogiej po³owie XVIII wieku.
Miasto pali³o siê ju¿ wcze¶niej, ale my zajmiemy siê wy³±cznie XVI i XVII wiekiem i to tylko tymi po¿arami - które objê³y znaczn± czê¶æ miasta, i tak:
- w 1500 r. - sp³onê³o niemal pó³ miasta,
- w 1522 r. - wybuch³ po¿ar w browarze na Kreuzstraße (obecnie ul. 3 Maja), który rozprzestrzeni³ siê b³yskawicznie i ogieñ poch³on±³ ca³e miasto w obr±bie murów z wyj±tkiem ratusza, ko¶cio³a, szko³y i zamku,
- w 1541 r. - w ci±gu trzech godzin ogieñ strawi³ cale miasto wraz z przedmie¶ciami oraz Bram± Krzy¿ow±. Ocala³ tylko zamek i przedmie¶cie G³ogowskie. ¯ar by³ tak wielki, ¿e stopi³y siê dzwony ko¶cielne,
- w 1637 r. - wybuch³ po¿ar na rynku i spali³a siê znaczna czê¶æ miasta od ulicy 3 Maja a¿ po cale otoczenie ko¶cio³a ¶w. Micha³a. Znów stopi³y siê dzwony w ko¶ciele. Ogieñ poch³on±³ 60 domów mieszkalnych i wiele innych zabudowañ,
- w 1640 r. - po¿ar spowodowa³ szwedzki ¿o³nierz ze stacjonuj±cych w mie¶cie wojsk. Sp³onê³o prawie 50 domów mieszkalnych wraz z zabudowaniami gospodarczymi.
Nie licz±c drobnych i wcze¶niejszych po¿arów, to w okresie 140 lal miasto pali³o siê 5 razy, ¶rednio zatem co 28 lat! £aski ksi±¿êce, ulgi podatkowe, drewno z lasu miejskiego pomaga³y mieszczanom d¼wigaæ miasto ze zgliszcz, ale za ka¿dym razem wszystko trzeba by³o rozpoczynaæ od nowa. gdy¿ gin±³ ca³y dobytek. Najgorszy jednak by³ ci±g³y lêk, ¿e w ka¿dej chwili tragedia mo¿e siê powtórzyæ.
Nad mieszkañcami miasta wisia³o nieustanne widmo zarazy. Przybywa³a ona najczê¶ciej ze wschodu. ¦rodków zaradczych prawie nie by³o. Nieliczni tylko uchodzili z ¿yciem. W kronikach czytamy ¿e:
- w 1510 r. - zmar³o tyle ludzi, ¿e nikt ich nie potrafi³ policzyæ,
- w 1533 r. - zarazy nie prze¿y³o 1900 osób, a miasto by³o przecie¿ niewielkie,
- w 1552 r. - zginê³o w rezultacie kilku nawrotów zarazy ponad 2000 osób,
- w 1625 r. - zmar³o 775 osób,
- w 1630-33 r. - tylko w pierwszych dwu latach zmar³o 1700 osób. Pó¼niej stracono ju¿ rachubê, wiêc nie liczone i nie rejestrowane w ko¶ciele zw³oki le¿a³y jeszcze d³ugo po polach, bo nie mia³ kto ich grzebaæ.
- w 1654 r. - przywlekli zarazê z Rosji ku¶nierze i kupcy skór. We Frankfurcie zaraza szala³a 7 razy, w ¦wiebodzinie poch³onê³a ponad 400 ofiar.
W ci±gu tych 144 lat d¿uma szala³a 6 razy, ¶rednio zatem co 24 lata! Jak dobrze, ¿e dzi¶ nie znamy tego nieszczê¶cia. A tak tragediê mieszkañców w czasie zarazy opisuje ¶wiebodziñski historyk, Gustav Zerndt:
"Miasto wyda³o zarz±dzenia. Boczne drogi zabarykadowano i ustawiono obok nich szubienice z napisem, ¿e kto mimo to przejdzie bêdzie na miejscu powieszony. Domy, w których byli chorzy, znaczono podwójnym krzy¿em i zabijano na parterze drzwi i okiennice deskami i gwo¼d¼mi. Zdrowi mogli przedtem dom opu¶ciæ, ale nie wolno im by³o wracaæ wcze¶niej, ni¿ dopiero po 40 dniach po ust±pieniu zarazy. Duchowni nie¶li chorym pociechê przez otwory w okiennicach. Stra¿nicy miejscy dostarczali ¿ywno¶æ. Zamkniêci mogli spuszczaæ koszyki tylko z piêtra. Zrzucone pieni±dze i kartki z ¿yczeniami zakupu brano ³y¿k± lub obcêgami i najpierw moczono je w occie, a nastêpnie dopiero realizowano. Grzebano bez konduktu (zakaz gromadzenia siê) o l ³okieæ g³êbiej ni¿ zwykle i zalewano niegaszonym wapnem. Dopiero 40 dni po ostatnim zgonie lub po prze¿yciu ostatniego chorego dom otwierano i stra¿nicy czy¶cili wszystkie sprzêty octem, s³on± wod± i gor±cym ³ugiem, ¶ciany za¶ tynkowano".
G³ównym ¶rodkiem "medycznym" w owym czasie by³o g³êbokie wypalanie ropni roz¿arzonym do bia³o¶ci ¿elazem, a jedynym lekiem by³o spo¿ywanie czosnku.
Kary w owych czasach by³y niezwykle surowe, szczególnie za kradzie¿e. Oto wyci±g z ówczesnego "kodeksu karnego":
"...Je¶li kradzie¿ wynios³a pól srebrnego grosza (znaczna wówczas warto¶æ) i zosta³a potwierdzona przez trzech wiarygodnych ¶wiadków, nale¿y go straciæ. Je¿eli wynios³a mniej, to ma byæ publicznie wych³ostany, je¿eli jednak wcze¶niej by³ dokona³ niecnego czynu lub krzywoprzysiêstwa, to te¿ nale¿y go straciæ".
Zabójstwa, szczególnie te w bójkach, nie by³y niczym niezwyk³ym i karano je zaledwie grzywn±, oraz obowi±zkiem materialnego zado¶æuczynienia rodzinie. W kronikach czytamy:
"...¿e miasto mia³o w³asnego kata jest pewne. Mia³ on w tych dawnych czasach tyle roboty, ¿e musia³ utrzymywaæ pomocnika. Kiedy chwilowo „etat" kata nie by³ obsadzony, miasto anga¿owa³o katów z Miêdzyrzecza lub Krosna. Umowa z Ambrozisem, katem z Miêdzyrzecza, opiewa³a na 2 guldeny od egzekucji i utrzymywanie go przez wszystkie dni "pracy"...".
Kat wymierza³ wówczas równie¿ "drobniejsze" kary jak np. obcinanie r±k za kradzie¿ itp. Inne "us³ugi" jak ch³osta czy tortury w czasie przes³uchañ, tak¿e mie¶ci³y siê w ramach jego obowi±zków. A oto wyci±gi z ksi±g s±dowych pochodz±cych tylko z koñca XVI w.
- w roku 1597, 30 stycznia ¶ciêto Michaela Heinza za kradzie¿,
- w roku 1597, 15 sierpnia niejak± Baumgarten zakopano ¿ywcem i przebito ko³kiem za wiaro³omstwo i mord na w³asnym nienarodzonym dziecku,
- w roku 1597, 4 sierpnia ¶ciêto Heinza Schade z powodu ci±g³ych kradzie¿y. Tego samego dnia ¶ciêto Hansa Horna za to samo, obaj byli sukiennikami,
- w roku 1598, 28 listopada Geog Heinze stracony zosta³ za kradzie¿ przez stopniowe obcinanie cz³onków i pogrzebany przed bram± G³ogowsk±,
- w roku 1599, 11 czerwca Heinz Burgman powieszony zosta³ za kradzie¿ i nierz±d.
Te dramaty nie dotyczy³y, wbrew pozorom, wy³±cznie jednej, tej skazanej osoby. W owych czasach bowiem, egzekucja stanowi³a dla mieszkañców nie ³ada widowisko. Gromadzi³o siê wiêc niemal ca³e miasto. Niektórych sprowadza³a ciekawo¶æ, innych chêæ ogl±dania drastycznych scen. By³a to jednocze¶nie wielka i wa¿na lekcja wychowawcza, ostrze¿enie i przestroga przed niecnymi czynami. Dlatego celowo z egzekucji czyniono ceremonia³, a kaci prze¶cigali siê w podnoszeniu atrakcyjno¶ci swojego spektaklu. Na d³ugo egzekucja stawa³a siê tematem rozmów, komentarzy i plotek w mieszczañskim ¶rodowisku.
Oto przyk³ad takiej scenerii z nieco pó¼niejszego okresu:
- w roku 1630, 22 czerwca ¶ciêto Bartela Buttnera za kradzie¿ koni, g³owê nabito na dr±g, a cia³o ³amano ko³em. Tego samego dnia powieszono Hansa Bergera za kradzie¿ wo³ów i koni. Egzekucje by³y zatem dosyæ czêste i tak np. jeszcze pod koniec XVII wieku, w latach od 1667 do 1696 ¶ciêto piêæ osób za wystêpki ró¿nego rodzaju. Do kiedy rada miejska posiada³a kata „na etacie" nie wiadomo. Pewne ¶wiat³o rzuca na to wydarzenie jakie mia³o miejsce w 1738 roku. Otó¿ w nocy 6 lipca zasztyletowana zosta³a w swoim ³ó¿ku ¿ona kata Krasnego przez m³odzieñca, który uwiêziony w Stockhauzie (zachowana baszta przy ul. Kiliñskiego) za kradzie¿, wyzwoli³ siê z ³añcuchów i wydosta³ z wiêzienia. By³a to niew±tpliwie zemsta na kacie, który torturowa³ go w czasie ¶ledztwa. M³odzieñca ujêto w szuwarach za zamkiem i 28 wrze¶nia ¶ciêto, a cia³o ³amano ko³em. Wynika st±d niezbicie, ¿e jeszcze w pierwszej po³owie XVIII wieku ¦wiebodzin posiada³ w³asnego kata!
Obraz ówczesnego "wymiaru sprawiedliwo¶ci" nie by³by pe³ny, gdyby¶my nie wspomnieli o procesach czarownic. W XVII wieku by³y one do¶æ czêste w Zielonej Górze. Frankfurcie czy Gubinie. ¦wiebodziñski sêdzia miejski Gottfried Beißricht, nie chc±c u swoich prze³o¿onych uchodziæ za opiesza³ego, ¶ciga³ czarownice gdzie tylko siê da³o. Wy³apa³ ich a¿ 6 (2 ze ¦wiebodzina i 4 z O³oboku). Dwie pope³ni³y samobójstwo w wiêzieniu - win± za to obci±¿ono czarta, który jednej mia³ rzekomo przetr±ciæ kark, a drugiej pomóc w powieszeniu siê. 13 lipca 1662 roku p³onê³o 6 stosów (obie martwe czarownice te¿ musia³y zostaæ spalone) na o³obockim wygonie za trzecim wiatrakiem. Mieszkañcy ¦wiebodzina i okolicznych wiosek pod±¿yli tam t³umnie by radowaæ wzrok mêczarniami, z dzisiejszego punktu widzenia, ca³kiem niewinnych kobiet. Jak g³osi³a ówczesna fama, czarownice rzekomo rzuci³y kl±twê na sêdziego, który faktycznie nie prze¿y³ po egzekucji nawet czterech tygodni.
Tak wiêc wojny, d¿uma, cholera, po¿ary, topór katowski i stosy nieustannie towarzyszy³y ¿yciu mieszkañców ¦wiebodzina podobnie jak i mieszkañców innych miasteczek, i nie do wiary, ¿e by³o to stosunkowo jeszcze tak niedawno.
W³odzimierz Zarzycki