ciachu
forum admin postów: 823
|
Miechowicz wspomina pierwsze ¶wiêta nad Odr±
Piotr Miechowicz 23-12-2005
Jak¿e inne to by³y ¦wiêta Bo¿ego Narodzenia od tych syberyjskich, które opisywa³em w "Gazecie" rok temu
W czerwcu 1946 r. po pierwszej komunii w Kro¶nie nad Odr± zostali¶my z bratem ministrantami. I tak s³u¿±c Panu Bogu doczekali¶my adwentu, kiedy odprawiane s± msze roratnie. Mieszkali¶my wtedy w Raduszcu Starym. Do ko¶cio³a ¶w. Andrzeja by³o ok. 4 km. Dystans ten pokonywali¶my codziennie przez miesi±c w modnych gumowych butach z cholewkami.
Choinkê wyciêli¶my po kryjomu w lesie pod nasz± wsi±. Ubieranie drzewka spoczywa³a na naszej trójce (mnie, bratu i najm³odszej, nie¿yj±cej od 50 lat siostrzyczce Danusi). Zabawki zrobili¶my z kolorowych papierków. Lampki zastêpowa³y ma³e ¶wieczki.
Przed wigilijn± wieczerz± odwiedzi³ nasz dom ¦wiêty Miko³aj. Z prezentów najbardziej ucieszy³y nas kolorowe kredki. Potem przyszli barwni kolêdnicy.
Potrawy by³y dzie³em naszej najlepszej na ¶wiecie mamy. By³o ich dwana¶cie z "nie¶miertelnym" karpiem, a nie jak na Sybirze ze s³on± i bli¿ej nieznan± ryb±. By³ te¿ smakowity bia³y ¿urek, pierogi postne z kapust±, kompot z suszonych jab³ek i gruszek. Na stole pod bia³ym obrusem by³o mnóstwo siana. Po modlitwie ci±gnêli¶my siano, a kto wyci±gn±³ najd³u¿sze ¼d¼b³o mia³ mieæ podobno najwiêksze szczê¶cie. Jak pamiêtam najlepsza by³a w tym siostra, której chyba w szczê¶ciu dopomaga³a mama. Podczas wieczerzy wy¶piewali¶my i to kilkakrotnie poznane jeszcze na Sybirze kolêdy. Ale najbardziej oczekiwana przez nas by³a pasterka w ko¶ciele, nasza pierwsza w ¿yciu.
Prze¿ywali¶my j± z dum±, byli¶my ministrantami. Przyszli w szyku ¿o³nierze WOP. Byli i rok pó¼niej. Na nastêpn± ich wizytê w ¶wi±tyni, trzeba by³o czekaæ do roku... 1989. Pasterka zakoñczy³a siê ok. drugiej w nocy. W domu byli¶my oko³o trzeciej. Umêczeni, zasnêli¶my jak kamienie.
Jeszcze tego samego dnia byli¶my na ¶wi±tecznej sumie, a po przybyciu do domu mama przygotowa³a dania o jakich nie mogli¶my jeszcze rok wcze¶niej pomarzyæ. A po obiedzie pobiegli¶my na sanki. W³asnych nie mieli¶my, ale koledzy po¿yczali. Zje¿d¿ali¶my z wa³u okalaj±cego Bóbr i nie rzadko l±dowali¶my w nurtach - na szczê¶cie zamarzniêtej - rzeki, Druga trasa bieg³a od mostu, szusowa³o siê, ¿e hej.
Zimy z lat 1946-47 przypomina³y w miniaturze te syberyjskie. Potem by³o coraz cieplej, a dzi¶ moje kochane wnuczki mog± jedynie tylko siê dziwiæ jak opowiadam o du¿ym ¶niegu.
--
C
U
S |