www.schwiebus.pl

:: .VI. Prezent imieninowy
Artyku³ dodany przez: schwiebu (2005-06-04 23:55:23)

Z ziemi polskiej do ... polskiej.

VI. Prezent imieninowy.

Wojna mia³a siê ku koñcowi. Po wypêdzeniu Niemców za Odrê w po³owie kwietnia 1945 roku ojciec kolejny raz „za³atwi³” wagon towarowy i ruszyli¶my na Zachód. Nie pamiêtam, gdzie ojciec „skombinowa³” (wtedy prawie wszystko nale¿a³o kombinowaæ) 20-litrowy baniak spirytusu, który wie¼li¶my ze sob± jak skarb. Mia³o to byæ zabezpieczenie rodziny na dalsz± drogê w nieznane. Ostatecznym celem tej wêdrówki mia³a byæ Wielkopolska, gdy¿ rodzice moi, jak wspomina³em ju¿ wcze¶niej, pochodzili z tych stron i zamierzali resztê ¿ycia spêdziæ w rodzinnych stronach.. By³o ju¿ ciep³o. Przeje¿d¿ali¶my przez Warszawê. Wtedy po raz pierwszy widzia³em nasz± stolicê. Jak¿e by³a zniszczona. Siedzia³em na dachu wagonu towarowego i obserwowa³em zrujnowane miasto. Przez most na Wi¶le jechali¶my wolniutko. Wydawa³o siê, ¿e drewniany most ko³ysze siê i nied³ugo siê zawali. Ba³em siê. Któ¿ móg³ wtedy przypuszczaæ, ¿e za 6 lat miasto to bêdzie moj± now± ma³± ojczyzn±?

Po 2-3 dniach dotarli¶my do Poznania. Stali¶my na bocznicy na jednej z poznañskich stacji prze³adunkowych. Ojciec za³atwia³ pracê w Dyrekcji Okrêgowej Kolei Pañstwowych. Wszystko u³o¿y³o siê po jego my¶li. Nastêpnego dnia rano mieli¶my opu¶ciæ wagon i prze-nie¶æ siê do niewielkiego mieszkanka opuszczonego przez Niemców w której¶ z dzielnic Po-znania. Zasnêli¶my zadowoleni, po raz ostatni, jak nam siê wydawa³o, w bydlêcym wagonie, ciesz±c siê na rych³± normalizacjê naszego ¿ycia. Ju¿ prawie ¶wita³o, gdy obudzi³ nas stukot kó³. Jechali¶my. Gdy poci±g zatrzyma³ siê, bo maszynista bra³ wodê z hydrantu na stacji, podnie¶li¶my alarm i odczepiono nas. Okaza³o siê, ¿e zostali¶my omy³kowo doczepieni do sk³adu wojskowego jad±cego na Berlin. Dopiero teraz zorientowali¶my siê, ¿e minêli¶my ju¿ przedwojenn± granicê Polski. Stacja nazywa³a siê Schwiebus-¦wiebodzin. Na stacji prawie wy³±cznie obs³uga sowiecka, komendant stacji oficer sowiecki. Wy³adowali¶my siê. Potrzebni s± kolejarze-Polacy. Stacja niedu¿a, w sam raz dla mê¿czyzny w ¶rednim wieku. Mieszkañ i domków jednorodzinnych ile dusza zapragnie. Tak zdecydowa³ los. Decyzja nasza jest b³yskawiczna: tu zostajemy, tu bêdzie teraz nasza ma³a ojczyzna. Nie le¿y wprawdzie nad Wart±, ale teraz tu bêdziemy pe³niæ swoj± ¿yciow± wartê.

Ojciec jako kolejarz, natychmiast zosta³ zatrudniony w charakterze nastawniczego na stacji. Wskazano mu mieszkanie w domu przy ulicy Angerstraße (dzi¶ ulica 3 Maja). Ca³kowicie umeblowane. Za s±siadów mieli¶my ¿o³nierzy sowieckich. Niezbyt siê nam tam podoba³o i po 2-3 dniach przenie¶li¶my siê do ³adnego domu z wie¿yczkami jak w zamku przy Kutschlauer Straße, (dzi¶ ul. £u¿ycka).

Ogromna willa, ca³kowicie pusta, przera¿aj±co pusta, zimna, obca. Mieszkali¶my tam chyba te¿ ze dwa-trzy dni, poszukali¶my czego¶ bardziej przytulnego i przenie¶li¶my siê na ul. Ko¶ciuszki. Wreszcie by³o tak, jak nie by³o nigdy przedtem: ka¿dy mia³ swój pokój a mama piêkn± spi¿arniê W piwnicy resztki ocala³ych przetworów w wekach, brykiety wêgla brunatnego, por±bane i pouk³adane drewienka do podpa³ki i przydomowy ogródek warzywny, czekaj±cy na rêce chêtne do jego uprawy. Poczuli¶my, ¿e wreszcie to jest to, co nam siê nale¿a³o po tylu latach wojennej niewoli i tu³aczki.

Miejscowych Niemców nie widzieli¶my wtedy ¿adnych. Tylko Rosjanie i garstka Polaków. Widocznie wszyscy Niemcy zdo³ali siê ewakuowaæ lub woleli nie pokazywaæ siê. Zostali jedynie starzy i chorzy, którzy nie zdecydowali siê na ewakuacjê lub nie chcieli opu¶ciæ dorobku ca³ego swego ¿ycia. Bali siê nadci±gaj±cego frontu i niepewno¶ci swego losu. Nie wiem, czy wiedzieli ju¿ wtedy o zbrodniach pope³nionych przez ich rodaków na narodzie polskim i innych narodach Europy. Woleli uciec wraz z wycofuj±cym siê wermachtem. Dopiero pó¼niej, gdy sta³o siê jasne, ¿e tereny te nigdy ju¿ niemieckie nie bêd±, reszta dawnych niemieckich mieszkañców ¦wiebodzina pakowa³a swoje ruchome mienie na miniaturowe wózki drabiniaste i udawa³a siê za Odrê. Pamiêtam ich twarze: przygnêbione niepewno¶ci± jutra, zrozpaczone po utracie dorobku ca³ego ¿ycia. Ten sam dramat, który prze¿ywa³y wcze¶niej miliony ofiar ich ukochanego fuerera. Sprawiedliwo¶ci historycznej sta³o siê zado¶æ. Nie by³o mi ich wtedy ¿al.

Obok nas stacjonowa³ na czasowych kwaterach niewielki oddzia³ Wojska Polskiego. Dawa³o to nam poczucie bezpieczeñstwa. Tu 8 maja (a mo¿e 9 maja?) obudzi³a mnie strzelanina. Zerwali¶my siê przera¿eni. Koniec wojny! Ka¿dy, kto mia³ z czego, puszcza³ serie w powietrze. Zreszt± wszyscy strzelali, wszyscy cieszyli siê, wszyscy byli szczê¶liwi. Mieli¶my do tego prawo. Nie by³bym ch³opakiem, gdybym i ja z tego nie skorzysta³. Pobieg³em do ¿o³nierzy i przymilnie poprosi³em o mo¿liwo¶æ oddania kilku serii. Postrzela³em sobie razem z nimi. Nie jad³em tego dnia, nie pi³em, syci³em siê pokojem i eufori±, która mu towarzyszy³a. Piêkny prezent imieninowy sprawi³ mi los. Piêkniejszego chyba trudno sobie wyobraziæ.

 

Stanis³aw Wyremba
Warszawa, 3 czerwca 2005 r.



adres tego artyku³u: www.schwiebus.pl/articles.php?id=35