Hiszpański osioł, kołyska, łoże, fotel kojarzą się raczej dobrze. Zmienimy zdanie, gdy zobaczymy je we właśnie otwartym muzeum tortur w Zielonej Górze.
Pieniek kata w muzeum tortur. Fot. Marcin Olejniczak
Kat musiał być skuteczny. Za pierwszym razem głowę ścinali tylko profesjonaliści. Jeżeli jakiś kat nie zrobił tego w siedmiu próbach, tracił posadę. Zanim doszło do egzekucji, oskarżonego poddawano torturom.
Jak torturowano kilka wieków temu, widzimy w piwnicach zielonogórskiego muzeum przy al. Niepodległości. Mamy tu maski haniebne, żelazną dziewicę, fotel czarownic naszpikowany kolcami. To główne atrakcje Muzeum Dawnych Tortur. Wprawdzie w Polsce istnieją już podobne ekspozycje, m.in. w warszawskim Barbakanie czy w Krakowie, zielonogórska jednak jest największa i jako jedyna ma w nazwie "muzeum".
Dwa lata trwał remont i adaptacja piwnic, które przez pół wieku były zawilgoconą rupieciarnią. Wydano 800 tys. zł. - Teraz będą tu waliły tłumy - twierdzi Andrzej Zalopany, metaloplastyk z Kożuchowa, twórca ok. 30 eksponatów. Na co dzień zajmuje się też wykuwaniem zbroi, tarcz i mieczy rycerskich. Wymyślił też pamiątkę z muzeum: katowski topór wbity w pieniek na drewnianej podstawce. Jak tłumaczy Zalopany, największą trudnością było znalezienie dokumentacji, według której można było zrekonstruować narzędzia. - Są tylko dwie książki na ten temat. Starałem się jednak jak najdokładniej odtworzyć ich kształt, a nawet wagę. Wszystko jest kute i wypalane ręcznie - mówi. - Robiłem je pojedynczo, ale dopiero teraz, gdy są połączone w logiczną całość, robią wrażenie.
W piwnicach panuje półmrok. Dodano łuki w przejściach, chodniki wyłożono cegłą, odkuto tynk. Na ścianach wiszą grafiki Roberta Jurgi ze scenami z procesów i egzekucji. W innym miejscu manekiny odgrywają sąd nad czarownicą. Andrzej Toczewski, dyrektor Muzeum Ziemi Lubuskiej, opowiada, że najtrudniej było znaleźć kogoś, kto by wypchał szczury. Ale udało się. Co jakiś czas można też z głośników usłyszeć krzyki skazanych.
Solą ekspozycji są oryginalne eksponaty, m.in. księga protokołów z procesów czarownic w Zielonej Górze, kuna na szyję i łańcuch z dawnego pręgierza, kajdany i 12-kilogramowe kamienie z piaskowca nakładane na szyje oszustom i kłótliwym przekupkom. - Chociażby dla naszych kamieni hańbiących warto było zrobić to muzeum. Nawet Muzeum Tortur w Wiedniu chciało je wypożyczyć - chwali Toczewski.
Muzeum wedle autorów ma przyciągnąć turystów z Niemiec. - Robimy kampanię promocyjną za Odrą. Niemcy mają swoje muzea tortur m. in. w Brandenburgu, ale myślę, że nasze też ich zaciekawi - tłumaczy dyrektor.
Obok muzeum tortur w piwnicach wkrótce powstanie też muzeum wina, które zajmie 300 m kw. W przyszłości dobudowane zostanie nowa część muzeum z tyłu obecnego budynku. Według planów dyrektora znajdzie się tam miejsce dla Muzeum Przesiedlonych i Osadnictwa, Muzeum Miasta i Regionu oraz ekspozycja Złotego Grona, która teraz jest w magazynach.
Beata Tokarz